wtorek, 26 kwietnia 2016

Wyszedł z domu i...zaginął

Smutek wielki nie opuszcza mnie od 19 kwietnia, kiedy to mój ulubieniec Wojtek wyszedł z domu i...do tej pory nie wrócił. To nadzwyczajny kot, miły,spokojny,taki trochę na zwolnionych obrotach.Bardzo chętnie spacerował ze mną i psami nawet na długie i dość dalekie wycieczki.Nie znał strachu,co mnie martwiło,ani przed ludźmi ani przed psami,. Zachowywał się tak,jakby zatracił instynkt samozachowawczy nakazujący mieć się na baczności przed obcymi istotami. Do każdego podszedł,każdemu dał się pogłaskać,wziąć na ręce.Nie uciekał przed psami,co najwyżej,gdy te za bardzo sobie pozwalały na poufałość,podnosił łapkę w karcącym geście. Kochał jeść ale nie obrósł w tłuszcz, co często zdarza się wykastrowanym zwierzakom. Może to dzięki spacerom zachował sylwetkę. Bardzo mi go brakuje.Mam nadzieję,że trafił na odpowiedzialnych i kochających ludzi,którzy zapewnią mu dobre życie. A może jeszcze kiedyś spotkam go na swojej drodze?




W ogrodzie kolorowo głównie za sprawą tulipanów.Po dzisiejszym nocnym przymrozku ich główki smętnie zwisały więc ,z wielkim żalem, pomyślałam,że to koniec ich panowania.

Koło południa było duuuuuuużo lepiej.