niedziela, 29 listopada 2015

Zocha,tragiczny los

Któregoś letniego dnia zobaczyliśmy pod wiejskim sklepem niedużą ,chudą kotkę żebrzącą o jedzenie.Akurat miałam ze sobą saszetki z karmą dla moich kotek , jadła łapczywie a potem bez oporów dała się zanieść do samochodu i wylądowała na naszym tarasie.Nazwaliśmy ją Zocha.

Była czarna ,po przyjrzeniu się bliżej widać było białe pojedyńcze włoski rozrzucone po całej sierści.Informacje jakie uzyskaliśmy u weterynarza mocno nas zdziwiły,bo kotka nie była tak młoda jak wyglądała - parę porodów miała za sobą i braki w uzębieniu też o tym świadczyły.Zasugerowano nam, że zabieg sterylizacji może sfinansować Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami jeśli skłamiemy,że to kotka znaleziona w mieście a nie na wsi.Gdy ją odbieraliśmy już po operacji okazało się,że ucięto jej kawał ucha o czym wcześniej nas nie poinformowano.Rzekomo w tym celu aby kotom wolno żyjącym nie przeprowadzano po raz wtóry operacji. Byłam wściekła,bo gdybym wcześniej o tym wiedziała zapłaciłabym te 130 zł za zabieg, choć to niemało.Ucho goiło się cały miesiąc.
Kropka, ta duża i Zocha, ta mała
Kropka i Bianka uciekały na jej widok,bo Zocha była agresywna i atakująca. Rękę,która ją głaskała początkowo gryzła i odpychała tylnymi kończynami. Sporo czasu minęło zanim przestała gryźć i napadać na nasze koteczki. Niestety zachorowała na nerki i pomimo leczenia, specjalistycznej karmy, kroplówek odeszła. Była z nami zaledwie osiem miesięcy. Pochowaliśmy ją w ogródku.Ryczałam jak wół.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Kropka i Bianka

Kropka,starsza od Bianki o kilka miesięcy zaczęła jej trochę matkować.Polegało to na wylizywaniu jej głowy a nawet uszu,co często kończyło się ucieczką Bianki a jak podrosła to nawet bijatyką obu kotek. Dzisiaj,po pojawieniu się kolejnych kotek,nie ma między nimi tej więzi, rzadko się zdarza aby leżały obok siebie.
Tak wyglądała Bianeczka po dwóch tygodniach pobytu u nas.

Zwiedzanie ogrodu.
Cztery miesiące minęły od pojawienia się Bianki w naszym domu.



Bianka czyli kociak po przejściach

Druga kotka pojawiła się cztery miesiące po Kropce ale zanim do nas trafiła już była po przejściach. Znaleziono ją w studzience kanalizacyjnej a potem przebywała w hałaśliwym hangarze, dokarmiana przez życzliwe osoby tam pracujące. Biedactwo było nie tylko zapchlone ale z kocim katarem i świerzbowcem w uszach. Nie chodziła normalnie jak koty ale kicała jak zając,co jej pozostało do dziś. Z pchłami, katarem i uszami dość szybko sobie poradziliśmy z pomocą lekarzy weterynarii. Prześwietlenie nie wykazało żadnych złamań.W pierwszych dniach pobytu jej apetyt miał wręcz chorobliwy charakter, trzęsła się na widok jedzenia wciąż się go domagając. Zmiana pokarmu spowodowała biegunkę, która dość szybko minęła,już nie pamiętam czy to za sprawą węgla czy lekarstw weterynaryjnych.
Pierwszy dzień w naszym domu.
Tak wyglądała po trzech dniach pobytu u nas.
Kropka początkowo spoglądała na nią nieufnie z wysokości schodów,przez kilka dni trzymała dystans a nawet uciekała na widok nowej lokatorki.
 W czwartym dniu od pojawienia się u nas, Bianka próbuje zaprzyjaźnić się z Kropką.Ta,  początkowo bardzo nieufna w końcu się przełamała i zaakceptowała nowego  kociaka.

piątek, 13 listopada 2015

Kropka, ta pierwsza


Koty intrygowały mnie od dawna i dopiero po przeprowadzce na wieś mam okazję poznać je bliżej. Pierwszego kota płci żeńskiej podarowały mi sąsiadki.Była malutka,cała czarna i otrzymała imię Kropka - bardzo spokojna, zrównoważona, ufna wobec domowników, ostrożna lub wręcz nieufna wobec obcych.
 Dzisiaj jest najstarszą spośród wszystkich kotek. Najchętniej spędza czas wylegując się na moim łóżku przez dzień cały. Na dwór wychodzi gdy zapada zmierzch. Jest bardzo bojaźliwa,przeraża ją każdy hałas a na widok psa cała się jeży i ucieka.Nie jest waleczna, ustępuje gdy do jej miski z karmą pakuje się inna kotka.Kiedy pojawia się kolejny zwierzak w domu ona najdłużej trzyma dystans obserwując go z daleka.  To właśnie ona najczęściej wskakuje mi na kolana domagając się miziania,przytulania.



środa, 11 listopada 2015

Mme A.Meilland a dla mnie Gloria Dei

Nie wiem, która róża jest dla mnie numer jeden ta,czy Kronenbourg. W końcu ta druga pochodzi od tej pierwszej,jest sportem Glorii Dei, można by napisać:jaka matka, taka córka. Obie są piękne, zachwycające, jak na razie żadna inna z mojego ogrodu nie przewyższyła ich urodą, siłą wzrostu i odpornością na choroby.
Wspaniale opisał historię Glorii Dei - choć jej właściwszą nazwą nadaną przez hodowcę jest Madame A. Meilland - Pan Piotr Szustakiewicz na swojej stronie:
wmoimogrodzie.org.pl więc kto ciekawy,niech tam zajrzy.
Wolę dwie inne nazwy tej piękności Gloria Dei albo Peace ze wskazaniem na tę pierwszą. W tym roku "wzbogaciłam" się o jeszcze dwie ślicznotki.







sobota, 7 listopada 2015

Kronenbourg

Róże...mam ich coraz więcej. Do moich ulubionych należy Kronenbourg -zmienna jak kameleon,tak ją określa jeden z hodowców i zgadzam się z nim w stu procentach. Jej płatki mają dwie barwy,od wewnętrznej strony bywają czerwone,purpurowe a nawet amarantowe natomiast na zewnątrz żółtawe aż do ecru. Kwiaty bywają ogromne,zwłaszcza gdy na pędzie jest solista,gdy jest ich więcej są oczywiście mniejsze ale i tak duże.Krzak rośnie silnie,choroby się go nie imają,no może z rzadka na liściach zdarza się czarna plamistość.



I jak tu nie kochać tej róży!

czwartek, 5 listopada 2015

Jesienne smrody

    Gdyby człowiek wprowadził się na nowe osiedle domków jednorodzinnych prawdopodobnie by nie miał wątpliwej przyjemności wąchania smrodu dymów z kominów,bo większość takich osiedli ma ogrzewanie gazowe lub na ekogroszek. Ale niestety,wokół mnie przeważnie stare domy tutejszych mieszkańców a ci palą czym popadnie,byle tanio. Na szczęście jest też parę domów nowych i te nie smrodzą. Nie ma mowy,by wieczorem otworzyć okno.
Niektórzy palą liście,to mi nie przeszkadza,bo ten zapach jest do zniesienia a nawet przyjemny.Gorzej gdy przy okazji wrzucają plastikowe opakowania.
   Ale poza tym...fajnie jest mieszkać na wsi choć urobić się tu można po pachy.Rekompensatą jest bliski kontakt z przyrodą, możliwość obserwowania ptaków,dzikich zwierząt... spożywanie warzyw i owoców bez chemii.
Niewinny dymek z komina a smrodu aż głowa boli.


Rudzik- dla takiego widoku warto znosić wszelkie niedogodności.

wtorek, 3 listopada 2015

Mroźna noc

Dzisiaj rano,około godziny siódmej termometr za oknem pokazywał minus siedem stopni. Nie tylko trawę pokrywał szron lecz i inne rośliny a nawet dachówki.
Wystraszyłam się,że baniak na deszczówkę, w którym było trochę wody mógł popękać, co zdarzyło się już z dwoma poprzednimi. Na szczęście nie,warstwa lodu była cieniutka.
Miałam nadzieję,że ładna,słoneczna pogoda pozwoli rozwinąć się pąkom róży Kronenbourg,mojej ulubionej ale ta noc pozbawiła mnie nadziei.
Liści spadło więcej niż zazwyczaj, na razie leżą sobie i czekają aż ktoś je zgrabi.Chętnych brak.
Ze strachu przed kolejną, być może mroźną nocą, zakopczykowałam róże nowo posadzone ziemią z kompostu.W kompoście znalazły sobie kryjówkę białe,tłuste larwy,prawdopodobnie chrząszczy.Stały się pożywnym pokarmem (fuj!fuj!fuj!) kur sąsiada.
   
Szron pomalował dachówki na biało.

Oszronione tawuły

Kronenbourg - tyle pąków a zima tuż,tuż