wtorek, 27 października 2015

Jakby tu zacząć...

Wylądowałam na wsi 7 lat temu a przedtem . . . sporą część życia spędziłam w mieście, niedużym ale bądź co bądź wojewódzkim. Zdążyłam przyzwyczaić się do życia na wsi co nie było takie znowu trudne, znałam wieś, bywałam tam w każde wakacje aż do ukończenia podstawówki. Co prawda nie była to ta wieś ale pipidówka , gdzie elektryczność dotarła w późnych latach sześćdziesiątych a kanalizacji nie ma do dzisiaj. Moja wieś ma wszystkie media, no może prócz telewizji kablowej a do miasta rzut beretem.
Domek jest nieduży lecz dla dwóch dorosłych osób wystarczający. Mieszkają z nami cztery kotki (wszystkie wysterylizowane) i piesek. Piesek , bo malutki - pińczer miniaturowy lub blisko tej rasy - o imieniu Kapsel, nadanym przez poprzedniego właściciela. Koty za dnia pomieszkują w domu a nocą wychodzą na dwór, czasami wracają a niekiedy nie. Rankiem znajduję je na wycieraczce lub parapecie a bywa i tak , że muszę je nawoływać na śniadanie.
Ogród jest a jakże. Spędzam w nim wiele godzin chcąc zrobić z tej mieszaniny roślin ogród marzeń. Próbuję ale droga wciąż daleka.
To nie mgła to dym z komina po sąsiedzku. To również są "uroki" wiejskiego    życia.                                                                                                                                                                                                           
Tych "uroków" nie jest dużo ale najbardziej boli mnie stosunek ludzi do zwierząt (psy i koty,te mam na myśli,bo innych na mojej wsi już raczej nie widać).Gdy widzę psa uwiązanego na krótkim łańcuchu przy budzie,z którym nikt nigdy nie był na spacerze to szlag mnie trafia i klnę jak szewc. Kilku osobom z mojej ulicy zwróciłam uwagę i na tym poprzestałam. Odpowiedziano mi, że nocą psy są spuszczane z łańcucha. Przynajmniej tyle! A koty...nikt,no prawie nikt nie przejmuje się ich losem.Najlepszym sposobem na pozbycie się "nadprodukcji", praktykowanym od zarania dziejów jest...(wiadomo co) a drugim...podrzucanie innym.W ten sposób i ja stałam się właścicielką gromadki kotek.Dwie koteczki były planowane a dwie następne...to podrzutki.Urocze i kochane.
Sezon grzewczy na wsi to smród z kominów.Ludzie palą byle czym, czasami oddychać trudno.
    I to chyba wszystkie ciemne strony życia wśród wiejskiej społeczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz